Pani Ewo, dla Pani świat bez książek mógłby istnieć?
Nie! Nie za bardzo wyobrażam sobie świat bez książek, bo zanim nauczyłam się jeździć na rowerze już potrafiłam czytać i dziś nie ma dla mnie znaczenia czy książki są na papierze, w audiobooku, w wersji elektronicznej – stanowią ważny element mojego życia.
Pozwalają przenieść się do krainy marzeń? To właśnie daje czytanie?
Zadała pani trudne pytanie. Myślę, że każdemu, kto ma kontakt z książką, daje ona coś zupełnie innego. Lektura jest czymś intymnym. Każdy inaczej przeżywa tekst. Jednocześnie to, że czytamy te same książki, daje nam platformę do porozumienia i wymiany myśli, do zrozumienia siebie nawzajem. Podejrzewam, że każdy z nas to przeżył. Kiedy spotykamy nową osobę i schodzimy na rozmowę o ulubionych książkach, filmach, serialach, odkrycie, iż mamy za sobą te same lub podobne lektury od razu ułatwia nam kontakt. Książki dają nam narzędzia, by się zrozumieć nawzajem w czasach coraz szybciej nawiązywanych relacji. Dla mnie czas z książką, teraz, kiedy mamy go tak mało, stanowi komfort. A że również zawodowo zajmuję się książkami, więc właściwie mogę mówić o dobrodziejstwie i pasji zarazem.
Dlaczego kultura i edukacja artystyczna mają dla Pani takie znaczenie i jak to się ma do świata, w którym wolimy wybierać szybką wymianę informacji, nie wymagającą od nas refleksji?
Badania pokazują, że osoby, które czytają, znacznie lepiej wypadają podczas testów. Czytanie wymaga koncentracji, uważności, pogłębiamy nasze słownictwo, rozwijamy zdolności kognitywne, lepiej rozumiemy, lepiej argumentujemy. Zwyczajnie stajemy się mądrzejsi. No a do tego pięknie wydana książka daje jeszcze przeżycie estetyczne. Internet jest przydatny, to oczywiste. Właśnie między innymi do szybkiej wymiany informacji, ale nie można podchodzić do czytania w sieci bezkrytycznie. Młode pokolenie przyzwyczaja się do czytania bardzo krótkich porcji informacji. W takich tekstach nie ma struktury, miejsca na rozwinięcie argumentu, traci się zdolność skupienia, co potem przekłada się na wyniki w nauce. A my widzimy, że książka inspiruje. W pracy zarówno w Fundacji Miasto Literatury, jak i Fundacji Sztuki Nowej ZNACZY SIĘ skupiamy się na edukacji artystycznej, wychodzimy w przestrzeń miasta, robimy murale inspirowane literaturą, organizujemy warsztaty, spotkania, zajęcia z dzieciakami w szkołach i to jest fantastyczna sprawa, jak one reagują. Jakie są kreatywne, przenikliwe, inspirujące. Nagle się okazuje, że dobrze wymyślony program inspirowany kulturą, w tym książkami, odrywa dzieci od wszystkich ekranów. To jest wręcz stuprocentowa skuteczność.
Godzi się Pani na media społecznościowe pełne treści bez znaczenia? Łatwo jest przejść nad tym do porządku dziennego i założyć, że to rys czasów?
Uważam, że mamy wybór. Po to mamy intelekt, żeby myśleć i umieć dystansować się wobec tego, co obserwujemy i czytamy. Nie kłócę się z mediami społecznościowymi, ponieważ wiem, po co powstały i jak działają, do czego mogą być wykorzystywane. A mogą być wykorzystywane do rzeczy szlachetnych, co chyba widzimy teraz szczególnie, jak i strasznych. Podejmuję świadomą decyzję, czy w tym uczestniczę i w jakim stopniu. To, co jest głupstwem i bardzo szkodliwą rzeczą, to wpuszczanie do tego świata dzieci i młodzieży, czyli osób nieprzygotowanych, niemających dystansu i odbierających tę rzeczywistość bez żadnych narzędzi ochrony, krytyki. Uważam, że dorośli ponoszą odpowiedzialność za jakość tego kontaktu. Każdy z nas ją ponosi, ponieważ nikt nas nie zmusza do bycia w mediach społecznościowych.
Jest Pani członkinią Rady Programowej Fundacji Miasto Literatury. Inicjuje Pani projekty promujące kulturę, edukację artystyczną oraz czytelnictwo w Krakowie i Małopolsce. Do tego projekty Strefa Wolnego Czytania, czy Word2Picture. W zawodowym pakiecie jeszcze tłumaczenia z języka angielskiego i praca redaktorki w wydawnictwie ZNAK. Bardziej niż sporo, więc czy zdarza się powiedzieć „mam już dość”?
Nigdy (śmiech), bo mnie to nie męczy. Jak się ma pracę, rodzinę, dzieci, wyjazdy to zwyczajnie jest to fizycznie męczące, jasne. Ja jestem w komfortowej sytuacji, ponieważ zajmuję się tym, co jest moją pasją, a oprócz tego pracuję z ludźmi, którzy mają podobnie. Potrafimy realizować projekty na różnych poziomach skomplikowania, a jednocześnie nie tracimy z oczu głównego celu, czyli ducha kultury i książki. Rozumiemy, że to nie mechaniczna praca przy taśmie, a tworzenie i przekazywanie – emocji, wiedzy, idei, co jest odpowiedzialnym zajęciem. Może nie stresuję się jak chirurg podczas operacji, ale mój błąd może też być kosztowny. Oddając w ręce czytelników książkę, tracę nad nią kontrolę, a przecież jej wpływ, jej odczytanie, odbiór, to jak zmieni ona życie tych wszystkich osób, jest poniekąd również i moją odpowiedzialnością.
Udział w kampanii „Jesteś idealna, kiedy jesteś sobą” to też kolejna odpowiedzialność na Pani barkach?
Zacznijmy od tego, jak bardzo zaskoczyła mnie rola ambasadorki (śmiech). Zaczęło się od tego, że odebrałam telefon od mojej przyjaciółki Ani, wspaniałej pisarki, prywatnie mamy trójki dzieci, i byłam przekonana, że to taki żart. W ogóle jej nie uwierzyłam (śmiech). Okazało się, że Ania postanowiła zrobić mi niespodziankę, i nic mi nie mówiąc, zgłosiła mnie do projektu. Muszę powiedzieć, że byłam bardzo wzruszona. To cudowne, gdy nasi przyjaciele uważają, że to, co robimy, jest ważne, to wcale nie jest takie oczywiste. W kampanii biorą udział wspaniałe kobiety, które wykonują masę fantastycznej roboty. Taka forma docenienia, a przecież, umówmy się, jestem jedną z bardzo wielu osób pracujących na rzecz książek i czytelnictwa, jest dla mnie ukłonem w stronę wszystkich ludzi zajmujących się książkami i którym książki są bliskie sercu. Odbieram to jako wsparcie czytelnictwa w Polsce, które niestety jest w Polsce na bardzo niskim poziomie.
Czyli w nowej roli łamie Pani pewien stereotyp?
Tak, pokazując rzeczy, które są może mniej widoczne. Przecież książki nas otaczają, są w szkołach, wspaniałych bibliotekach, ale niestety nie mamy na nie wiele czasu. No i muszą mocno walczyć o naszą uwagę. Jesteśmy zajęci, zabiegani, zmęczeni, mamy platformy, seriale i wiele innych atrakcji. Tę niewielką ilość wolnego każdy z nas skrupulatnie zagospodarowuje, więc jeśli ktoś ma wolną godzinę w ciągu dnia i poświęci ją książce, nad którą pracowaliśmy przez wiele miesięcy, to jest to dla mnie największy prezent i gratulacje złożone pracy pisarzy, wydawców, księgarzy, bibliotekarzy, tłumaczy i osób zaangażowanych w ten proces.
Jak to się ma do kolejnego stereotypu - tym razem „mola książkowego” - dla którego strój, ubiór jest sprawą drugorzędną, jeśli nie obojętną. Patrząc na Panią, chyba jednak tak to nie działa.
Absolutnie nie (śmiech). Ja uwielbiam bawić się strojem, chociaż bardzo daleko mi do fashionistki. Osoby, które pracują w branży wydawniczej muszą być dobrze zorganizowane, aktywne. Nasza praca to między innymi dość pokaźna liczba spotkań, wyjazdów. Jasne, mam tak dobrze, że mogę chodzić do pracy w jeansach i adidasach, co jest dość przydatne, bo jeżdżę wszędzie na rowerze, ale kiedy już ruszam na targi książki, czy to w Warszawie, czy we Frankfurcie, to już muszę się nieco postarać. Chociaż z drugiej strony każdy, kto był na tych wydarzeniach więcej niż raz wie, jak szybko trzeba się przemieszczać i jak wielkie hale mamy do pokonania, więc nikt o zdrowych zmysłach nie włoży butów na obcasie (chociaż ja bardzo lubię). Po tenisówkach czy adidasach poznać doświadczonego wydawcę (śmiech). To jest też branża kreatywna, artystyczna, więc eksperymenty modowe są zawsze doceniane.
Ślubna suknia była debiutem, jeśli chodzi o markę Patrizia Aryton? Przypadek czy przeznaczenie?
Dobrze, że w ogóle ją założyłam, bo dzień przed mało nie oblałam jej sokiem marchewkowym! Może jednak przeznaczenie, bo ja nie lubię chodzić po sklepach. Na ślub cywilny szukałam sukienki prostej, jasnej i eleganckiej, Aryton był jedynym miejscem, gdzie mogłam ją znaleźć. Czułam się w niej fantastycznie, a przyjaciółka, która zgłosiła mnie do kampanii, specjalnie na ten dzień przygotowała dla mnie przepiękny komplet biżuterii. Więc może jednak przeznaczenie? (śmiech)
Jak to jest być ideałem, czyli po prostu być sobą?
Bycie nim jest możliwe, jeśli mamy pewność, że wcale nim nie jesteśmy! Dla mnie bycie sobą oznacza akceptację popełnianych błędów i paletę wad, którą mam. To jest mój ideał – rozwijać się, uczyć, ulepszać, aby móc pomagać innym. Trzeba się inspirować, rozwijać. Książki pozwalają mi widzieć i rozumieć, jestem bardziej empatyczna i wyrozumiała dla ludzi. Po cichu sobie marzę, że jeżeli oni będą czytać, też tak na mnie zaczną patrzeć. Wybaczą błędy, które biorą się z próby rozwoju i przekraczania pewnych rzeczy. A jak mam problem, tu będzie zaskoczenie, szukam rozwiązania w książkach. I od lat mam złotą zasadę, która się sprawdza, a ja chętnie się nią dzielę – jak znajdziesz swoją ulubioną książkę, to połkniesz haczyk, potem już dzieje się samo. Świetnie to widziałam prowadząc Klub Książki dla dzieci w klasie mojego syna. Nie ma tak, że ludzie nie czytają, po prostu nie wiedzą jeszcze, że lubią czytać. Trzeba dać im szansę.