Sylwia Nawrot i Sylwia Dobrowolska
My nie mamy pracy, my mamy pasję
Rozmawiała: Dagmara Rybicka
Jakie emocje wzbudził udział w kampanii Patrizia Aryton?
Sylwia Dobrowolska: Nie miałyśmy pojęcia, że zostałyśmy zgłoszone. Dowiedziałyśmy się o udziale po ogłoszeniu wyników. Zaskoczenie było ogromne, na początku był wielki pisk i krzyk.
Sylwia Nawrot: Dodam - wzruszenie, że ktoś o nas pomyślał.
Sylwia Dobrowolska: Zgadzam się. Niesamowite, że ktoś poświęcił swój czas, opisał, co robimy, a kapituła pochyliła się nad zgłoszeniem.
Czy przypadek zarządził, że Panie razem pracują?
Sylwia Dobrowolska: Nazwałabym nasze spotkanie w Toruniu przeznaczeniem. Ja przyjechałam na szkolenie ze Szczecina, Sylwia z Poznania. Pracujemy razem od 10 lat i Sylwia, popraw mnie, ale docieramy się, jak dobre małżeństwo, jest coraz lepiej, fajniej i zabawniej.
Sylwia Nawrot: Na szkoleniu byłyśmy tylko dwie. Przedstawiamy się sobie, mówimy Sylwia-Sylwia. Za chwilę pada pytanie, jak mają się do nas zwracać. Wiadomo, że my będziemy siebie rozpoznawały, ale pytam na wszelki wypadek Sylwii, jak ma na drugie imię. Kinga, odpowiada. Ja też (śmiech). Historia niesamowita także przez to, że połączyła nas zmiana zawodowa. U mnie mniejsza, a u Sylwii bardzo duża. Kolejno doszły wspólne zainteresowania pigmentacją paramedyczną, co spowodowało, że to trwa permanentnie.
W Pań ręce trafiają kobiety w bardzo trudnej sytuacji, często w psychicznej rozsypce.
Sylwia Dobrowolska: Gdy rozpoczynałyśmy podróż z pigmentacją medyczną głosy ze świata zewnętrznego ostrzegały nas nie tyle przed złą energią, ale przed ciężarem przeżyć pań. Prawda okazała się odwrotna – kobiety, z którymi współpracujemy doskonale zdają sobie sprawę, że dostały od losu drugą szansę, więc mają taki ogrom energii w sobie, że gdyby włożyły palce do kontaktu, przesył poszedłby w stronę elektrowni. Są pełne życia, wiedzą, jak czerpać z niego garściami, jak je doceniać. Temat, choć delikatny, daje nam ogrom pozytywnej energii ze względu, że dla Pań z problemami onkologicznymi jesteśmy ostatnim etapem w chorobie. Robiąc wczoraj brodawkę piersiową usłyszałam: „Mając takie brodawki zapomniałam, że byłam chora”. Jesteśmy wisienką na torcie w zmaganiach. Panie wychodząc od nas czują się kompletne i zdrowe. My nie mamy pracy, my mamy pasję. Każdemu życzę, by doświadczał takich emocji.
Sylwia Nawrot: Mamy ogromne szczęście, że możemy tak pracować. Realizując się artystycznie, bo taka jest przecież rekonstrukcja kompleksu brodawka otoczka metodą tatuażu. Nam daje równowagę, bo oddajemy to, co zabrała choroba. Przeprowadzane zabiegi dają nam szczęście i radość, którą emanują panie.
Jak długo trwa zabieg rekonstrukcji?
Sylwia Dobrowolska: Około dwóch godzin. Gdy rekonstruujemy obie brodawki piersiowe zamykamy się w czasie do 3 godzin. Staramy się tworzyć tzw. lustrzane odbicia i robić to według naturalnych struktur tkanki. Nasze doświadczenie sprawia, że coraz więcej widzimy, rekonstrukcja jest automatyczna, przy czym każda brodawka jest inna - w publikowanych artykułach wyjaśniałyśmy, że brodawki są jak odciski palców. Oprócz rekonstrukcji zajmujemy się również szkoleniami, przekazując swoje zasady w postaci odtwarzania struktur w oparciu o naturalne piękno każdej kobiety.
W oparciu o własną metodę?
Sylwia Dobrowolska: Technika pigmentacji brodawki, którą stworzyłyśmy jest metodą autorską. Wynikła z potrzeby serca i jest przeznaczona dla osób, które straciły brodawkę piersiową w wyniku choroby czy wypadku. Do gabinetu przychodzą nie tylko panie, odtwarzamy brodawki panom po ginekomastii i ofiarom poparzenia. Chciałyśmy, aby nasza technika oddała to, co zostało im zabrane, ale w najwyższej i najbliższej naturze jakości. Praktycznie nie do odróżnienia. Wcześniejsze pigmentacje były bardziej kreskówkowe, tatuatorskie, nam zależało, aby AmazINK Areola była techniką, której efekty są najbliższe naturze.
Jak to jest dawać ludziom szczęście?
Sylwia Dobrowolska: Jest wiele słów, które to opisują, tylko czy nadają się do publikacji (śmiech)? Ja do dziś pamiętam, gdy przyszła do nas pani mająca ponad 80 lat. Z zawodu aktorka, wysławiająca się piękną polszczyzną. Karminowe usta, paznokcie i korale. W tym wieku robiła to ewidentnie dla siebie, moment, w którym pokazałyśmy jej odtworzoną brodawkę piersiową spowodował konsternację tłumaczy, studentów oraz nas. Pani spojrzała na pierś i powiedziała „cud malina, aż żal będzie palić”. Ciężko zapomnieć takie słowa, tym bardziej że wszyscy staliśmy w osłupieniu, bez pewności, czy wypada się śmiać.
Sylwia Nawrot: Nam do tej pory nie zdarzyły się reakcje negatywne. Panie mówią, że kupią sobie koronkowy stanik, aby nareszcie prześwitywało. Podkreślają, że ich piersi przestały być ślepe, wcześniej traktowały je jak kolana. Niezmiennie zaskakujące, i tu uprzedzę, że nie robiłyśmy w tym zakresie badań psychologicznych, jest pokazanie piersi po raz pierwszy. Panie nie mają z tym problemu, opowiadają, że „tyle osób je oglądało, więc proszę bardzo”. Przy drugim zabiegu zastanawiają się, czy zdjąć bluzkę, ale skoro nie ma wyjścia, rozbierają się. To dowód, że intymność i kobiecość wracają wraz z odtworzeniem brodawki piersiowej. Również, o czym wspomniała Sylwia Dobrowolska Panie zapominają o chorobie, że czegoś na piersi brakowało. Ostatnio jedna z klientek przyznała, że odsłoniła lustra, bo wcześniej nie mogła patrzeć na swoje ciało.
Sylwia Dobrowolska: Zdarza się, że Panie bez brodawek czują się pozbawione intymności. W momencie odtworzenia całkowicie inaczej zaczynają traktować siebie i swoje ciało.
Sylwia Nawrot i Sylwia Dobrowolska
W Pań głosie słychać wielką satysfakcję.
Sylwia Dobrowolska: Powtórzę się, że nie jest to dla nas praca, tylko pasja. Kochamy, uwielbiamy to robić, jest to nieporównywalne do żadnych innych emocji, bo w dwie godziny jesteśmy w stanie oddać to, co zabrała choroba. Ktoś to kiedyś nazwał, że tworzymy małe, duże dzieła sztuki. Życie zmienia się na lepsze - a świadomości, że potrafimy w tak krótkim czasie poprawić komfort funkcjonowania drugiego człowieka, życzę każdemu. To niesamowite doświadczenie.
Sylwia Nawrot: Poprawiamy jakość życia na różnych płaszczyznach: fizycznym, psychicznym i psychospołecznym. Zaprzyjaźniamy się z Paniami, chętnie do nas wracają, już nie na pigmentację, ale zabiegi związane z blizną. My wyprowadzamy je na tyle, by przestały być widoczne. Mówią, że szkoda, że to ostatni zabieg, bo chętnie przyjechałyby jeszcze raz. W kontekście tworzenia pigmentacji czasem tworzymy je we współpracy z grupą chirurgów i onkologów, którzy rekonstruują samą brodawkę, czyli taki „guziczek”. My dopigmentowujemy całość. Są też przypadki, że na piersi nic nie ma, jest bryłą bez projekcji brodawki. Odtworzone przez nas w trójwymiarze wyglądają, jakby sterczały - takie złudzenie kształtu i formy. Paniom się bardzo podoba, ale zdradzają wówczas, że marzyłyby o tym, by brodawka jednak sterczała, wystawała i by ją było widać przez bluzkę. Dlatego połączenie pracy chirurgicznej rekonstrukcji brodawki piersiowej i naszej pracy pigmentacji otoczki, nadaniu struktur, kształtu i koloru, wydaje się najlepszym rozwiązaniem, dając w efekcie złudzenie bardzo realistyczne.