Agnieszka Cyniak

W życiu nie mam porażek - albo się uczę, albo wygrywam

Rozmawiała: Dagmara Rybicka

Pani zawsze bierze sprawy w swoje ręce?

W większości przypadków tak (śmiech)! Myślę, że to składowa cech charakteru, determinacji i doświadczeń, co nie jest do końca dobre, ponieważ zabiera przestrzeń do działania innym, ale ja po prostu lubię inicjować działania i brać sprawy w swoje ręce. Zawsze dostrzegam potrzeby, tam, gdzie inni nie widzą, że można coś zrobić. Nie poświęcam długiego czasu na rozkładanie problemu na czynniki pierwsze, potrzebuję poznać jego genezę, a w ślad za tym skupić się na rozwiązaniach, zastanawiając się, co zrobić, aby było lepiej. Jestem fanką prostych rozwiązań, lubię, kiedy ludzie są szczęśliwi, powoduje to mój zapał do działania i inicjowania zmiany.

Jak osoba z Pani nastawieniem i energią radzi sobie z niepowodzeniami?

Niepowodzenia dotykają każdego z nas. Prowadząc procesy coachingowe i treningu mentalnego powtarzam również sobie, że nie uczymy się, jak wykluczyć porażki, tylko jak przez nie przechodzić. Każdego dnia życie stawia przed nami wyzwania i ważne jest, jak sobie z nimi radzić. Jeśli jest dużo emocji wokół wydarzenia, które mnie spotyka, staram się z nimi trochę pobyć. Te negatywne eliminuję, szukając rozwiązań. Od kilku lat towarzyszy mi hasło „Ja w życiu nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę”. Chętnie się nim dzielę, ponieważ zmienia ono perspektywę patrzenia na to, co nas spotyka. Wyznaję też drugą zasadę, że błędu nie popełnia ten, kto nic nie robi - pozwala mi to dać przestrzeń na bycie nieidealną, do popełniania błędów. Przez to paradoksalnie zwiększa się moja odwaga do działania, bo jestem w stanie zaakceptować to, że coś nie wyjdzie.

Pracując z ludźmi musi Pani przez cały czas pamiętać, że słowa mają moc? Trudno się dźwiga na barkach taką odpowiedzialność?

Mocno pracowałam nad umiejętnością słuchania, w mojej pracy ma ona ogromne znaczenie. Jestem nastawiona na odbiór, nie na udzielanie rad, bo nie w takiej roli jestem. Jeżeli potrafimy uważnie otworzyć się na człowieka i jesteśmy gotowi usłyszeć, co nam chce powiedzieć łatwiej jest nam mu pomóc.

Dlaczego słuchanie okazuje się aż takim wyzwaniem?

Mamy dwoje uszu i jedne usta, co dowodzi, że powinniśmy więcej słuchać, a mniej mówić (śmiech). Nie wiem, czy to narodowa przywara Polaków, ale proszę zwrócić uwagę, że lubimy być ekspertami we wszystkim. Przerywamy, bo już chcemy doradzić, co byśmy zrobili na miejscu naszego rozmówcy. Jesteśmy przekonani, że to, co mówimy, jest najlepsze dla tej osoby i pierwsi jesteśmy do oceniania. Pandemia i wojna w Ukrainie pokazały jeszcze bardziej, że ludzie potrzebują rozmowy z drugim człowiekiem. Pracując na pytaniach otwartych zdarza mi się słyszeć, że gdy ktoś to wszystko powiedział na głos i sam to usłyszał, przyniosło mu to ulgę na sercu i duszy. Nazwanie wyzwań, problemów, trudnych emocji niweluje pewne obawy, zdarzenia i fakty są łatwiejsze do zaakceptowania. Słysząc samych siebie dostrzegamy, w jakim miejscu jesteśmy. Każdy człowiek po ludzku potrzebuje się wygadać! Warto dać drugiej osobie taką przestrzeń.

Dowiedziałam się, że Pani słowo jest więcej warte niż złoto. Jakie wartości pani wyznaje?

Jest mi bardzo miło to słyszeć. Dla mnie najważniejsze są: szacunek dla drugiego człowieka, oparty na partnerstwie, otwartości i akceptacji, które przeplatają się z miłością do najbliższych, docenianie innych i siebie oraz praktykowanie wdzięczności każdego dnia zawsze z pozytywnym nastawieniem.

Dlaczego Pani uwaga zawodowo jest tak bardzo skupiona na kobietach? Z czego to wynika i do czego ma prowadzić?

Dlatego, że rozpoczynając zawodową ścieżkę coacha i mentora utwierdziłam się w przekonaniu, że kobiety bardzo sobie umniejszają i nie mają odwagi do działania. Wkurzyło mnie to i obiecałam sobie, że tak być nie powinno. Nie jesteśmy w niczym gorsze od mężczyzn, ale same nie wierzymy w siebie i podcinamy własne skrzydła. Można się dopatrywać kwestii kultury i roli wynoszonej z domu – mama opiekowała się całym domem, nie potrzebowała za dużo przestrzeni na własny rozwój. Nie krytykuję tego i nie oceniam, ale czuję potrzebę pomagania kobietom, które w okolicy 40-50 roku życia zaczęły tracić jego sens. Nie bierze się to wyłącznie ze zmian fizjologicznych, m.in. menopauzy, tylko z poczucia pustki, bo dzieci stają się samodzielne, opuszczają dom, kobiety skoncentrowane wyłącznie na członkach swojej rodziny zapominają o swojej pasji i tym, co sprawia im frajdę. Nagle zostają same w pustym domu i tracą sens życia.

AGNIESZKA CYNIAK

Co ma Pani na myśli mówiąc o utracie sensu życia?

Depresję, utratę poczucia własnej wartości, która była budowana przez dobry obiad i posprzątany dom, bo takiej oceny oczekiwały od najbliższych. Nagle ich nie ma i okazuje się, że panie nie mają dla kogo żyć. Rozmowy rekrutacyjne, które prowadzę pokazały mi, że kobiety nie potrafią zawalczyć o siebie – mówią mniej odważnie, z lękiem przed oceną rekrutera, umniejszają swoje osiągnięcia, które w ich myśleniu wydarzyły się przez przypadek – nie, że zrobiłam, a udało mi się. Ja natomiast wiem, że to była ciężka praca połączona z wieloma wyzwaniami. Opowiadając o przeprowadzonych projektach wskazywały na to, czego nie zrobiły, zamiast pokazać swoje sukcesy. Z kolei mężczyzna, jeśli ma skończone 60% projektu pochwali się nim jako sukcesem. Kobieta mając 90% skupi się na tych brakujących 10, których nie zrobiła. Panie nie pójdą po podwyżkę czy awans, bo uważają, że na to nie zasługują. Ja jestem za równością, rozwijajmy ludzi za ich kompetencje, a nie za płeć. Kobiety muszą o siebie zawalczyć, często funkcjonują w paradygmacie “może mnie ktoś zauważy, jak będę robiła dużo”. Panowie wygrywają odwagą i wiarą w siebie, nie czekają aż ktoś ich zauważy. Moją misją i jednocześnie wyzwaniem zawodowym jest, aby panie żyły spełniając swoje marzenia i według własnej definicji szczęścia.

Dobrze rozumiem, że pracuje Pani w większości z kobietami?

To zależy. Aktualnie w treningu mentalnym, który prowadzę, przeważają panowie. Są pogubieni i nie dają sobie rady z tym, że kobieca siła i energia rozwijają się tak bardzo mocno. Natomiast widzę wyraźną zmianę w młodszym pokoleniu, dziewczyny są inne, odważne. Nie godzą się z nierównością, nie chcą z tego tytułu cierpieć, nie powielają stereotypów.

Jednak niezależnie od pokolenia mam wrażenie, że zawsze wytworzony zostaje ideał, który jest absolutnie poza zasięgiem śmiertelników. Na czym Pani zdaniem polega niebezpieczeństwo dążenia do niego?

Ma pani na myśli utarty stereotyp? Należy sobie zdać sprawę, że nigdy nie będziemy idealni. Mocno podkreślam w pracy z kobietami, że najważniejsza jest akceptacja siebie. Najbardziej nas gubi porównywanie się do innych, podleganie ocenom od najmłodszych lat w przedszkolu i szkole. To w nas zostaje i spełniamy czyjeś oczekiwania np. podążając za trendami modowymi typu “jeżeli chcesz być idealna, dobrze, abyś nosiła latem dzwony”. Pokazuję, jak dostrzec, z czym danej osobie jest dobrze, czego najbardziej potrzebuje. Praca, jaką należy wykonać polega na zaakceptowaniu siebie i swojej różnorodności. Jeśli zaczynamy proces mentalny i koncentrujemy się na budowaniu pewności siebie, mogę powiedzieć, że 80% moich klientów, w tym mężczyźni, nie potrafią wskazać swoich dziesięciu mocnych stron. Mamy kłopot z docenianiem siebie, bo to nietaktowne.

Pani zdarza się zwątpić w super moce, czy zawsze jest Pani pewna swojej siły?

Akceptuję swoje słabe strony i nauczyłam się podnosić w chwilach zwątpienia. Potrafię mówić zarówno o mocnych, jak i słabych stronach.

Co oznacza bycie sobą? Czyli kim? Jest jakieś świadectwo, że się nam to udaje?

Dla mnie znaczy to akceptację siebie, spełnianie swoich marzeń z odwagą i życie według własnej definicji szczęścia. Podkreślam - własnej, nie według oczekiwań wszystkich dookoła.

Nie jest to przypadkiem w opozycji wobec świata?

Mówienie o tym, że jestem pewna siebie, to najwyższy szczyt mojego Wyższego Ja. To akceptacja siebie i odwaga do życia na własnych zasadach. Jeśli nie odpowiadają mi jakieś relacje, mówię o tym wprost, by nad nimi popracować i je poprawić, a nie zgadzać się na wszystko. To empatia względem siebie, przecież jeśli same nie będziemy się szanowały, nikt tego za nas nie zrobi. Kobiety także wpadają w pułapkę własnych myśli w obszarze robienia sobie miłych niespodzianek. Schemat jest taki: mogę się położyć, jeśli najpierw posprzątam dom, czyli odpoczynek staje się nagrodą za wysiłek. Mało czasu znajdujemy na własne przyjemności, w pierwszej kolejności odciążamy w pracy lub w obowiązkach domowych innych, zapominając o sobie. Kochajmy innych, wspierajmy, ale jednocześnie troszczmy się o siebie, bo nikt inny tego lepiej nie zrobi. To nie egoizm, a radość życia!

Jak widzi Pani swoją rolę w kampanii „Jesteś idealna, kiedy jesteś sobą”? Ma Pani poczucie, że swoją osobą da coś kobietom, które się o pani dowiedzą? Co chciałaby pani dla nich zrobić?

Jestem trochę monotematyczna, ale chcę, by kobiety uwierzyły w siebie i nauczyły się samoakceptacji. Pora przestać sobie umniejszać, pozwolić sobie na zmęczenie, poprosić o pomoc. Postawmy na autentyczność, kobieta jest najpiękniejsza, gdy jest ubrana w pewność siebie.